Opis forum
Za ten tytuł oberwie się o dziwo Janowi Stojke. To on na Valhalli zapoczątkował spotkania z, zapożyczając z angielskiego „crapem”. Nie przeszkadzało mi to w przypadku RTL Winter Kaszanki. Gier sportowych na pececie nie lubię. Nie przeszkadzało mi to również w przypadku recenzowanego wczoraj Blacksite: Area 51. W końcu mogę sobie kupić inny shooter, których jest bardzo dużo. Kiedy jednak okazało się, że jakość ostatniej odsłony Ghost Recon przypomina stan polskich dróg i autostrad, miałem ochotę napisać kilka brzydkich słów.
Co z wami Ubisoft?
Francuski wydawca ma to szczęście, że większości miłośników elektronicznej rozrywki kojarzy się z dobrymi, grywalnymi produkcjami. I ja postrzegałem go w ten sposób. Cios, który zadał mi GRAW 2 jest więc dwa razy mocniejszy, niż uderzenie gry o podobnej jakości od innego wydawcy. Tytuł ten przypomniał mi rozmowy na temat pełnego bugów Silent Hunter IV.
W GRAW 2 znów wcielamy się w kapitana Mitchela, który dowodzi jednostką elitarnych amerykańskich wojaków – Duchów. Ci jak dobrze pamiętamy z pierwszej odsłony gry zaprezentowali się z dobrej strony podczas konfliktu zbrojnego w Meksyku. Uratowali prezydenta USA, odstrzelili kilkuset złych panów z karabinami, a przy okazji uświadomili graczom, że taktyczne shootery na pecetach wciąż są wydawane.
[Cross-com daje radę]
Cross-com daje radę
Akcja Advanced Warfighter 2 zaczyna się w kilka chwil (jeden dzień) po wydarzeniach, których byliśmy świadkami ostatnim razem. U południowego sąsiada USA znów dzieje się coś złego. I nie mam tu na myśli podwyżki ceny burritos. Co to, to nie! Na ulice meksykańskich miast wychodzą „terroryści”, którzy sprzeciwiają się podpisaniu porozumienia między kilkoma państwami Ameryki Północnej i Południowej. Na dodatek panowie ci mają broń, której chcą użyć. Całej fabuły recenzowanej produkcji nie chce zdradzać, bo może znajdzie się naiwniak taki jak ja, który będzie chciał odkryć ją na własną rękę. Dodam więc tylko, że po drodze pojawią się jeszcze najemnicy z Panamy, broń atomowa, dużo akcji i kilka innych elementów przypominających nam, że jest to tytuł sygnowany nazwiskiem mistrza political-fiction – Toma Clancy. Generalnie historia opowiedziana w grze, i to jak się rozwija nie jest zła, choć przerabialiśmy ją (albo podobną) już setki razy.
W niebo patrz!
Zawodzi niestety cała reszta i nie mogę przejść obojętnie obok tego faktu. Wydana w naszym kraju gra w wersji 1.4 jest istnym festiwalem bugów. Liczba niedoróbek jest tu większa niż ilość złotych łańcuszków na szyi przeciętnego fana strojów sportowych. Dobrze, że nie wszystkie to tzw. „showstopery”.
Zacznijmy od sztucznej głupoty (inteligencją nie da się tego nazwać) naszych przeciwników. Ci w zasadzie niczego nie widzą i niczego nie słyszą. Zdarza im się czasem do nas strzelać. Najczęściej jednak wpatrują się w jakiś punkt na horyzoncie i zapewne przeklinają swój niefart – to, że zamknięto ich w tak marnym produkcie. Z reguły możemy do nich podjeść i powybijać ich zanim pomyślą o skorzystaniu ze swych pukawek. Ba! Możemy nawet wypaść na nich zza rogu zupełnie nieprzygotowani do walki a i tak zapewne wyrżniemy w pień cały oddział kretynów zanim doczekamy się jakiejkolwiek reakcji. Krótko mówiąc – jest bardzo słabo.
[Misja na tamie również]
Misja na tamie również
Jedynie odrobinę lepiej jest z naszymi podwładnymi. Ci czasem słuchają naszych rozkazów, ale najczęściej po ich wydaniu „tańczą” (ciężko mi znaleźć lepsze słowo) elegancko drepcząc w przód i w tył, czekając aż sami ich ubijemy, bo wróg tego raczej nie zrobi. Jeśli uda im się nawet gdzieś pójść to istnieje duża szansa, że utkną na amen, przegięci w pół, wpatrzeni w niebo. W takiej sytuacji nie da się już z nimi nic zrobić i trzeba samemu odwalić całą robotę. Szczytem absurdu jest misja, w której uratowany przez nas zakładnik nie chce wsiąść do śmigłowca. Można biegać po całej planszy, ubić wszystkich przeciwników a misji nie ukończymy bo SI brzydko się zatnie. Ja jakimś cudem nie straciłem tutaj cierpliwości i po kilku godzinach klikania w opcję „load game” jakoś zmusiłem gościa do załadowania czterech liter do środka stalowej bestii. Dziewięćdziesiąt procent graczy nie będzie jednak na tyle cierpliwa i rzuci grę w kąt. Gdzie się podziali mądrzy, szybcy, śmiertelnie groźni przeciwnicy, których znamy z poprzednich części Ghost Recon albo Rainbow Six? Najwyraźniej wzięli urlop tak jak programiści odpowiedzialni za SI. W tej materii gra obraża naszą inteligencję w większym stopniu niż wiadomości FOX News.
Witamy w Juarez
Szkoda, że tak się stało bo i my i nasi adwersarze mamy gdzie pokazać swoje umiejętności. Mapy w grze zaprojektowane są bardzo dobrze. Większość z nich umożliwia zachodzenie wrogów z kilku stron, a ich prawdziwą „moc” poznają ci, którzy skuszą się na współpracę w sieci. Nowością jest wyrzucenie misji poza miasto. Nareszcie strzelać możemy nie tylko w terenie zabudowanym (choć przez większość czasu będziemy walczyć w Juarez) ale i w tak ciekawych miejscach jak olbrzymia tama czy kamieniołom. Ten element gry można pochwalić podobnie jak odrobinę ulepszony cross-com i odprawy przed kolejnymi zadaniami. Mapa satelitarna, którą znamy z pierwszej części Advanced Warfighter znów doskonale sprawdza się na polu bitwy. Korzystanie z niej do wydawania rozkazów czy śledzenia posunięć wrogich wojaków to jeden z przyjemniejszych „znaków firmowych” tego tytułu i jego poprzednika. Żeby jeszcze inteligencja naszych pomagierów nie kulała, to by było świetnie.
Sprzętu, który możemy zabierać na misje jest sporo. Mamy karabiny maszynowe i snajperskie, rakietnice, pistolety i granaty. Prawie każdą broń można modyfikować – dokładać do niej celowniki, granatniki czy uchwyty. Szkoda tylko, że w zasadzie całą kampanię dla pojedynczego gracza można ukończyć, korzystając tylko i wyłącznie z jednej armaty. Nie cieszy również rozłożenie poziomu ciężkości tak, że czasami bez doboru odpowiedniego uzbrojenia ciężko będzie nam wykonać wyznaczone przez dowództwo zadania. Sugeruje więc za każdym razem zabierać przynajmniej jedną rakietnicę. Kto tego nie zrobi może nie przetrwać niespodzianki, którą przygotowano dla nas na tamie czy w kolejnej misji.
Highlander Ghosts
Skoro już piszę o przetrwaniu to warto wspomnieć o poziomie trudności recenzowanego tytułu. Ten niestety strasznie się obniżył. Poza nielicznym, gwałtownymi skokami kiedy to trzeba wczytywać stan gry po pięćset razy, całą kampanię przejdziemy z marszu. Oczywiście o ile nie zniechęcą nas do tego wspomniane już bugi. Misji do ukończenia nie ma nawet piętnastu a przez większość z nich w tempie ekspresowym „przestrzelimy się”, prowadząc jedynie Mitchela. Nie tego spodziewałem się po taktycznej strzelance sygnowanej nazwiskiem Clancy. Rozumiem, że należy poszerzać krąg potencjalnych odbiorców gier, ale w tym przypadku odrobinę przesadzono z ułatwieniami, a nie wspominam nawet (a jednak) o SI z IQ równym pięć.
[SI już niespecjalnie]
SI już niespecjalnie
Kolejnym ułatwieniem jest możliwość wykonywania quicksave’ów praktycznie w dowolnej chwili. To chyba opcja dla niedzielnych graczy. Im powinna się też spodobać „nieśmiertelność” naszego oddziału. Dzielni amerykańscy wojacy nawet po trafieniu rakietnicą muszą jedynie „pauzować” w trakcie kolejnej misji. Oddział Duchów składa się jednak z pięciu czy sześciu żołnierzy. Nie zdarza się więc byśmy byli zmuszani do przechodzenia misji w pojedynkę. Szkoda. Podsumowując – o taktyce, rozsądnym przesuwaniu oddziału, planowaniu jego trasy przemarszu powinniśmy zapomnieć. Chyba, że bardzo chcemy na siłę łudzić się, że to jest gra taktyczna.
Widoki na przyszłość
Grafika i muzyka w GRAW 2 zasadniczo nie zmieniły się od ostatniego spotkania z serią. Stoją na przyzwoitym poziomie i pozwalają cieszyć się grą nawet posiadaczom przeciętnych pecetów. Odrobinę kłuje w oczy utrzymywanie palety kolorów gdzieś pomiędzy beżem a kolorem piaskowym. Innych barw w zasadzie nie uświadczymy. W przypadku grafiki bardzo drażniące jest niestety przenikanie się tekstur. Często zdarza się, że nasza broń przebija ściany. Widzimy również jak ręce, głowy i nogi „ukrytych” przeciwników przechodzą przez wirtualny beton. Oczywiście należy korzystać z okazji i ich zabijać. Jeśli jednak tego nie zrobimy to nic złego się nie stanie. Oni i tak rzadko kiedy zwracają na nas uwagę.
Dźwięki wystrzałów, świszczących nad głową kul i wybuchów są solidne. Może brakuje im nieco mocy, ale w tym temacie nie można narzekać. Zastanawia mnie jednak czemu całkiem przyjemne, wpasowujące się dobrze w klimat gry utwory muzyczne, przerywane są od czasu do czasu ciężką, metalową muzyką. Studio GRIN musi się zdecydować na któreś rozwiązanie. Albo dajemy zarobić kolegom z garażowej kapeli albo zachowujemy ciągłość „wojenno-filmowego” klimatu oprawy muzycznej.
[Lepiej więc się ewakuować]
Lepiej więc się ewakuować
Najgorzej z tego wszystkiego wypada oczywiście polonizacja do czego Cenega zdążyła nas już przyzwyczaić. Słowo pisane przetłumaczone jest dobrze. Tu nie mam zastrzeżeń. Nie zauważyłem nawet częstych przekłamań w terminologii wojskowej. I to właśnie w kinowej wersji gra powinna trafić do sklepów. Aktorzy (jeśli nimi są) wynajęci do podkładania głosów nudzili się w trakcie nagrań a przy okazji nudzili mnie. Pragnę zauważyć, że to jest gra wojenna. Ktoś grozi Ameryce bronią nuklearną, naokoło strzelają, koledzy żołnierze umierają. Tymczasem nawet „aktor” wcielający się w rolę pilota, którego maszyna właśnie stanęła w ogniu i kręcąc się jak bączek za chwilę uderzy w ziemię, nie okazuje żadnych emocji. Ja rozumiem, że w tym czasie odkrył coś o wiele bardziej interesującego dłubiąc w nosie, ale na boga, po co w takim wypadku marnować pieniądze na studio nagraniowe?! Tym bardziej, że koledzy po fachu pilota o nerwach ze stali równie mocno przejmują się wirtualna wojną. Proszę dać mi więc wersję kinową i o pięć czy dziesięć złotych opuścić sklepową cenę gry.
Wersja 1,5
Przyznam szczerze, że bardzo zawiodłem się na GRAW 2. Spodziewałem się, że poprawi on błędy, które pojawiły się w pierwszej odsłonie gry i pokaże jaka moc drzemie w pecetowej wersji przygód Duchów. Tymczasem wykonał on bardzo duży krok w tył, nie wnosząc praktycznie niczego nowego do świata Ghost Recon. Jest to w zasadzie bardziej GRAW 1,5 niż druga część tego tyułu. Na dodatek w wersji 1.4 jest praktycznie niegrywalny. Z recenzenckiego obowiązku męczyłem się z nim, ale jeśli masz wydać pieniądze, to przynajmniej trzy razy powinieneś się zastanowić czy warto kupić Advanced Warfighter 2. Jeśli lubisz tego typu zabawę to lepiej zdejmij ze sklepowej półki przecenionego R6 Vegas albo pierwszego GRAW. Recenzowaną produkcję mogę w zasadzie polecić tylko i wyłącznie największym fanom Duchów, którzy na dodatek mają stalowe nerwy, dużo pieniędzy na zbyciu a jednocześnie ukończyli wszystkie sensowne shootery będące na rynku. Nie popisał się Ubisoft. Dobrze, że wkrótce premiera Vegas 2, choć na myśl o tym, że zaprezentuje on podobną formę robi mi się słabo.
Offline